Czy lubicie w
życiu zmiany, niespodzianki? Ja kiedyś uwielbiałam, potem zaczęłam
się ich bać, lubiłam jak wszystko było przewidywalne, znajome,
jak nie trzeba było się bać niespodzianek codzienności. Potem
pojawił się u nas okres wszelkiego rodzaju trudności. I zaczęliśmy
się z mężem bać pytania: „Panie Boże i co jeszcze?” bo zaraz
potem wyskakiwał kolejny problem. Ten etap powoli za nami, a może
przyzwyczailiśmy się do ciągłych zmian. W końcu inteligencja to
też zdolność szybkiego przystosowania się do zmieniających
warunków (nieważne, że to chyba chodzi o klimat :P), a w końcu
uważamy się za (w miarę) inteligentnych ludzi.
Podobno kobieta
zmienną jest. Czyli otwartość na zmiany leży w naszej naturze?
Takie określenie wynika przede wszystkim z cyklicznego wpływu
hormonów na psychikę kobiety. Swoją drogą ciekawe, który
mężczyzna wytrzymałby tak częste huśtawki nastrojów i
wewnętrznych stanów emocjonalnych dłużej niż kilka dni? :)
Zmienność nasza wynika też z umiejętności wczuwania się w sytuacje innych ludzi. Jeśli przyjaciółka opowiada nam o swoich problemach, to nie kiwamy głowami i nie mówimy prostego „OK”, tylko drążymy temat, pytamy jak ona się czuje, czy możemy pomóc, porównujemy inne podobne sytuacje, o których wiemy, bo może tamte rozwiązania i tu się sprawdzą, a wszystko to dlatego, że dostosowujemy swoje emocje do osoby, z którą rozmawiamy chcąc jej pomóc na nasz jedyny w swoim rodzaju kobiecy sposób. Nie wpadamy od razu w depresję, nie zalewamy się łzami współczucia, ale jesteśmy (TYLKO!) o jeden, dwa poziomy emocjonalne wyżej, żeby móc lepiej zrozumieć, wesprzeć, poznać. Schodzimy często z naszego błogostanu, spokoju, radości, czy nawet euforii do czyjegoś smutku, bólu. My kobiety potrafimy niejako wejść w czyjąś skórę, i naprawdę zrozumieć prawdziwe powody takiego czy innego zachowania ludzi. Mężczyźni nawet jeśli potrafią się wzruszyć, to bardziej dlatego, że odzwierciedlają czyjeś emocje, a nie dlatego, że do końca się wczuwają. Owszem są wyjątki, ale jednak nie są one regułą. Oni w większości mają do tego podejście rozumowe i do owego wzruszenia dochodzą inną drogą niż my.
Zmienność nasza wynika też z umiejętności wczuwania się w sytuacje innych ludzi. Jeśli przyjaciółka opowiada nam o swoich problemach, to nie kiwamy głowami i nie mówimy prostego „OK”, tylko drążymy temat, pytamy jak ona się czuje, czy możemy pomóc, porównujemy inne podobne sytuacje, o których wiemy, bo może tamte rozwiązania i tu się sprawdzą, a wszystko to dlatego, że dostosowujemy swoje emocje do osoby, z którą rozmawiamy chcąc jej pomóc na nasz jedyny w swoim rodzaju kobiecy sposób. Nie wpadamy od razu w depresję, nie zalewamy się łzami współczucia, ale jesteśmy (TYLKO!) o jeden, dwa poziomy emocjonalne wyżej, żeby móc lepiej zrozumieć, wesprzeć, poznać. Schodzimy często z naszego błogostanu, spokoju, radości, czy nawet euforii do czyjegoś smutku, bólu. My kobiety potrafimy niejako wejść w czyjąś skórę, i naprawdę zrozumieć prawdziwe powody takiego czy innego zachowania ludzi. Mężczyźni nawet jeśli potrafią się wzruszyć, to bardziej dlatego, że odzwierciedlają czyjeś emocje, a nie dlatego, że do końca się wczuwają. Owszem są wyjątki, ale jednak nie są one regułą. Oni w większości mają do tego podejście rozumowe i do owego wzruszenia dochodzą inną drogą niż my.
To
cudowne prawda? Po prostu mamy inne role w życiu do spełnienia ;)
Kobieta jest też
zmienną z innego powodu. A mianowicie dojrzewa przez całe swoje
życie i przez to się zmienia. W czasach liceum lubiłam inną
muzykę, bardziej rockową, mroczną, inaczej się ubierałam i nie
malowałam. Na jeansowe spodnie zakładałam czarną spódniczkę, do
tego za krótką bluzkę i buty podobne do bordowych glanów, a
błyszczyk, czy bezbarwna pomadkę uważałam za przykrą
konieczność. Tak, ja, która teraz bez tuszu na rzęsach czuję się
naga i na okrągło mogę słuchać muzyki jaką tworzą Norah Jones,
Carlos Santana czy zespół Prawdziwe Perły. A w dodatku kiedyś,
choć tak naprawdę niedawno, jeszcze kilka lat temu nie potrafiłam
spokojnie rozmawiać używając merytorycznych argumentów podczas
dyskusji, która poruszała jakoś głębsze pokłady moich potrzeb,
urazów psychicznych z dzieciństwa czy dotyczyła po prostu jakieś
bliskiej mi osoby. Teraz jestem spokojniejsza, potrafię wybaczać,
potrafię akceptować człowieka (nie akceptując jednocześnie zła,
którego się dopuszcza), jestem skłonna na tysiące sposobów
tłumaczyć złe zachowanie drugiej osoby, byleby tylko jej nie
skreślić. Chcę ratować związki, relacje a nie analizować, czy
są dobre (oczywiście poza tymi destrukcyjnymi) dla tych osób z
mojego punktu widzenia. Bo liczy się drugi człowiek.
Zmienność,
dojrzewanie to również nauka doceniania siebie i oceniania siebie,
zadowolenia z tego kim jesteśmy, co osiągnęliśmy. Możemy być
szalenie empatyczni w stosunku do innych, a sami siebie nie
akceptować (o tym oddzielny post …). Jeśli to stan przejściowy
wynikający z okresu dojrzewania, to prawdopodobnie to minie, ale
zdarza się, że w dzieciństwie i wczesnej młodości nie
słyszeliśmy zbyt dużo słów uznania i przez to nie potrafimy
właściwie podejść do naszych wad i zalet. Ba! Czasem tych zalet w
ogóle nie dostrzegamy, a przecież każdy/ każda z nas jest piękna
i wyjątkowa, jedyna i NAPRAWDĘ NIEPOWTARZALNA!
Zapraszam Cię
teraz do zastanowienia się nad zmianami w Twoim życiu, czy ostatnio
nastąpiło coś nagłego, spektakularnego, czy może tak jak u mnie
niepostrzeżenie pojawiło się kilka zmian i tylko nowe, trudne
sytuacje uświadamiają Ci że patrzysz na świat w inny, dojrzalszy
sposób? Z jednej strony bardziej odpowiedzialnie, z drugiej bardziej
optymistycznie i twórczo. A może te zmiany dopiero przed Tobą?
Jeśli tak, to otwórz się na nie. Zaakceptuj siebie taką/takim
jaka/i jesteś, na tym etapie Twojego życia i pozwól, aby nowe
doświadczenia w pozytywny sposób ukształtowały w tobie drogę do
rozwoju. Zastanówmy się też, czy jesteśmy otwarci na zmiany w
ludziach, którzy nas otaczają. Czy cieszymy się tymi zmianami, czy
się ich boimy? Stopień otwartości to też wskaźnik naszej
dojrzałości i świadomości ciągłych zmian w całym otaczającym
życiu. Wiec również w naszych znajomych bliższych czy dalszych.
Akceptacja decyzji innych i nienarzucanie im swojego zdania, swoich
rozwiązań, bo to ich życie a my możemy ich przyjąć i zaprosić
do siebie, otworzyć część naszego życia i pokłady naszej uwagi.
Możemy też zadecydować o końcu znajomości, o oddaleniu się z
ich życia, czy to dobre czy złe?
Pozwólcie, że ocenę zostawię
Wam, można podzielić się spostrzeżeniami w komentarzach ;)
Ten post, powstał w takiej formie ze względu na mój udział w akcji MGB tematem przewodnim, słowem kluczem jest OTWARTOŚĆ. To ciekawa akcja, która pozwala uzmysłowić nam jak mamy różne spojrzenia na świat, każdy z nas coś innego tworzy i tyle jeszcze możliwości przed nami ;) Jeśli chcecie poznać blizej akcję i wpisy na blogach w ramach tej akcji, to zapraszam tu.
Powinnam teraz nominować trzy osoby, które piszą blogi i mój wybór padł na:
1) blog Żona i mąż, autorka we wspaniały, ciepły sposób opisuje małżeńskie zmagania z życiem, radości, nadzieje i dobre chwile szczęścia
2) blog http://wymarzonazona.blogspot.com/
3) oraz blog Justyny świeżo upieczonej mamy ślicznej córeczki, której narodziny zmieniły nawet koncepcję bloga szminką malowane
Ten post, powstał w takiej formie ze względu na mój udział w akcji MGB tematem przewodnim, słowem kluczem jest OTWARTOŚĆ. To ciekawa akcja, która pozwala uzmysłowić nam jak mamy różne spojrzenia na świat, każdy z nas coś innego tworzy i tyle jeszcze możliwości przed nami ;) Jeśli chcecie poznać blizej akcję i wpisy na blogach w ramach tej akcji, to zapraszam tu.
Powinnam teraz nominować trzy osoby, które piszą blogi i mój wybór padł na:
1) blog Żona i mąż, autorka we wspaniały, ciepły sposób opisuje małżeńskie zmagania z życiem, radości, nadzieje i dobre chwile szczęścia
2) blog http://wymarzonazona.blogspot.com/
3) oraz blog Justyny świeżo upieczonej mamy ślicznej córeczki, której narodziny zmieniły nawet koncepcję bloga szminką malowane
Agnieszko mam pytanie do Ciebie jako doświadczonej żony. Jak to z tą miłością jest. Czy wystarczy tylko pragnienie dobra dla drugiej strony, chęć jej służenia by wziąć ślub czy konieczny jest jeszcze punkt wspólny np. takie samo hobby?
OdpowiedzUsuńWitaj, jeśli chodzi o doświadczenie, to ja za dużego jeszcze nie mam, ale czerpie informacje od par z dwudziestokilkuletnim stażem i postaram się odpowiedzieć na to pytanie w prosty sposób ;)
OdpowiedzUsuńŻeby wziąć ślub, nie możemy patrzeć tylko na dobro drugiej osoby, również nasze dobro jest ważne. Potrzebna jest miłość, a to niezwykle rozległy temat. Przez kilka pierwszych lat związku dominuje fizyczność, jednak potem to się wypala prędzej czy później, ważne jest zatem coś wspólnego, ale to nie może być na siłę i nie chodzi tylko o hobby, bo czasem może wręcz oddalać małżonków. Natomiast jeśli jest w związku kilka takich wspólnych elementów to w pewnym momencie mogą one się stac bazą pod rozpalenie nowej fazy namiętności w relacji. Wtedy to mówimy, że para przeżywa drugą miłość ;) A jeśli chodzi o składanie sobie przysięgi,przyrzeczenia małżeńskiego, to trzeba być szczęśliwym w związku, spełnionym, spokojnym, pewnym relacji i swoich uczuć. Nie możemy myśleć ze kiedyś się coś poprawi, po ślubie będzie lepiej i nie możemy myśleć ze naszym powołaniem jest poświecanie się dla małżonka, bo to nie prowadzi do naszego wspólnego szczęscia a w końcu wszystko mamy mieć wspólne... Ważniejsze niż hobby powinny być wspólne wartości, poglądy na życie, na relacje z innymi, na dom czy li na to wszystko na co składa się nasza codzienność, bo w końcu w niej osadzone jest małżeństwo.
Jeśli masz jeszcze jakieś pytania doprecyzowujące, to zapraszam na maila: medico.hause@gmail.com ;)
Pozdrawiam serdecznie!
"dojrzewa przez całe swoje życie i przez to się zmienia" ... dzięki Aga, że po raz kolejny piszesz takie mądrości. Może dlatego ten fragment dotkął mnie najmocniej, bo kiedyś zostałam przez pewną osobę przykro oceniona, że zmiany - które są konieczne - uczyniły ze mnie gorszą. 0czywiście było to podsycone niezbyt przyjemnymi emocjami tamtej osoby. Ale zrozumiałam, dzięki pewnej bliskiej osóbce, że zmiany są konieczne i nie są złe, ale mogą nas bardzo upiększyć.
OdpowiedzUsuńJa ostatnio nie lubię wielkich zmian, marzy mi się kompletna stabilizacja :) :) Jedyne zmiany nad którymi często myślę, to co by tutaj w mieszkaniu przemeblować :) Ale czy i to nie jest właśnie taką drobną, codzienną zmianą?
Podnoszę rękawicę i dziękuję za przemiłe słowa....!:)
OdpowiedzUsuń