Wczoraj cały
dzień zastanawiałam się nad naszym prawem do sprzeciwu wobec
czyjegoś obrażającego nas zachowania. Mam na myśli nas jako
kobiety. Czy użycie jednego słowa (oczywiście bez wulgaryzmów),
które jednoznacznie wyraża pogardę, niesmak i niepohamowaną
niechęć do konkretnej osoby, a właściwie do jej zachowania i
postawy życiowej jest dozwolone? Czy mamy potulnie zgadzać się
na ostrą krytykę i w ramach chrześcijańskiej miłości pozwolić
się obrażać? Jak daleko ma sięgać nasza miłość do ludzi?
Gdzie zaczyna się nasze prawo jako kobiet do sprzeciwu bez
posądzania o odzieranie krzywdziciela z godności? Gdzie jest
granica tolerancji i akceptacji?
Obudziłam się
wczoraj rano i pomyślałam, że to będzie dobry dzień, pełen
ważnych zadań do wykonania, pełen pozytywnych emocji, zwieńczający
pewien etap, podzieliłam się też moimi (niestety negatywnymi)
wrażeniami dotyczącymi historii pewnej publicznej osoby i...
zostałam obrażona, bo nie mam prawa jako chrześcijanka do
niepozytywnych słów na temat kogoś, kogo zachowanie i życiowa
postawa mi jako kobiecie uwłacza. To trudne doświadczenie nauczyło
mnie jednak, że nadal w naszym społeczeństwie są osoby, które
godność i wartość kobiety widzą w kuchni i w (wyłącznie!)
potulnym przyjmowaniu ostrych słów krytyki. Tymczasem JA każdą
swoja komórką się z tym nie zgadzam, bo jako kobieta domagam się
we wszystkim piękna. I chcę o to walczyć, nie mieczem, ale swoja
postawą i słowami. To trudne również dlatego, że zawsze staram
się dostrzegać we wszystkich ludziach głębszych przyczyn ich
zachowania, więc mimo oburzenia jakie dość jasno wyraziłam,
poczułam też współczucie (tak, współczucie dla kogoś kto mi
uwłaczał!), bo ten ktoś żyje bez prawdziwej miłości i co więcej
prawdopodobnie nigdy jej od nikogo nie doświadczył.
A wracając do
potrzeby dostrzegania piękna i dobra, a może do bycia pięknymi i
dobrymi? W „Urzekającej” John pisze, że jeśli kobieta jest
spokojna i wyciszona to staje się piękna dla mężczyzny, ale też
całą sobą mówi że „wszystko będzie dobrze” i ów mężczyzna
może spokojnie przy kobiecie wypocząć, aby kolejne bitwy
codzienności mógł zwycięsko staczać. Ale kobieta też chce być
piękna, chce by do niej powracano, żeby nie można się było
doczekać spotkania z nią, chce by jej poświęcać czas i uwagę.
Tak, to jedno z najgłębszych naszych pragnień i jeśli potrafimy
się na tę prawdę otworzyć i ją przyjąć, to pozwoli nam to
dostrzec, że my same nie jesteśmy dziwne w swoich zachowaniach,
fochach, ale niejednokrotnie takie zachowanie wynika z
niezaspokojenia tych właśnie potrzeb.
Mój mąż jak
rano staje przed lustrem, to dziwi się, ze codziennie jest coraz
bardziej piękny i jemu to wystarcza. A ja patrząc w lustro
stwierdzam, że makijaż dobrze wykonany, sińce i pryszcze dobrze
ukryte, tusz się nie zgrudkował na rzęsach i ...dopiero jak mąż,
czy koleżanka zauważą, że dobrze wyglądam, to czuję się
piękna. Gorzej jak nikt nie zauważy :P bo my kobiety przeglądamy
się w oczach innych i chcemy być piękne dla samych siebie, ale
koniecznie ktoś musi to dostrzec. Zadaniem kobiety jest też wnosić
to piękno i dobro do świata. Wczoraj padło pytanie o to co mój
negatywny komentarz wnosi dobrego? Otóż wnosi moją walkę (na
miarę możliwości) o dobro, piękno i godność innych kobiet, o to
by zła nie nazywać innym imieniem w ramach tonowania ostrych słów.
Dlaczego? Bo to zło nie zniknie jak zamkniemy oczy. Kobieta bowiem
jest kusząca, wrażliwa, czuła, ale bywa też zażarta i gwałtowna
w walce o swoje przekonania.
Zgadzam się z Tobą. I nie zgadzam się na szufladkowanie kobiet. Świat idzie do przodu, nie oznacza to, że mamy zapominać o tradycjach, dobrym wychowaniu i poglądach na temat kobiet, ale...nie można też ślepo dążyć za modą i nazywać zło inaczej, byleby nie dosadnie.
OdpowiedzUsuńUważam, że John ma rację - kobieta wyciszona, spokojna, daje ukojenie mężowi i innym ludziom. Ale ona jednocześnie może być piękna! Piękna od serca, ale i piękna zewnętrznie. Ja uwielbiam wykonywać makijaż - rozluźnia mnie to, raduje, lubię podkreślać moją kobiecość - nie wyzywająco, ale delikatnie i z umiarem. Lubię stwierdzać przed lustrem, że "jest ok" a jeszcze bardziej lubię gdy mężowi zabłyszczą oczy.
Chciałabym, żebyśmy jako kobiety były spokojne, piękne ale i pełne odwagi do walki o to, co słuszne. Nie wiem o jaką sprawę chodziło, ale podejrzewam, że jeśli się jej sprzeciwiłaś to zrobiłaś słusznie bo jesteś piękną i mądrą kobietą. I takich kobiet potrzeba :)
Tak Martusiu, spokój, ostatnio uczę się walczyć spokojem i miłością, ale to trudne, na szczęście nie jestem w tym sama ;)
UsuńTeż o tym pisałam, bo zawsze mnie ten temat frapował ('Potulna Jak Owieczka cz.2)... Bo właśnie, nasza siła tkwi w naszym wewnętrznym pokoju, którym możemy 'zarażać' tych dookoła nas - i to jest piękno. Ale myślę, że piękna kobieta to też taka, która potrafi 'głośno' (choć wcale nie krzykiem) i stanowczo sprzeciwić się złu, niesprawiedliwości. Piekna kobieta to taka, które jest bezkompromisowa i silna, ale jej siła wynika z i wyraża się jej miłością - a to jest najlepsza 'broń' jaką mamy - szczególnie w stosunki do ludzi, którzy (jak pisałaś) pewnie nigdy jej sami nie doznali, dlatego krzywdzą, dlatego ranią...
OdpowiedzUsuńZranienia, to wbrew pozorom ostatnio nagminna sprawa, tak wielu ludzi nie potrafi poradzić sobie z życiem ze sobą, bo nie przewalczyli w sobie zranienia i nie akceptują siebie, swojej przeszłości, całego swoje życia i dlatego ranią innych..
UsuńDziewczyny jak to cudownie brzmi tylko... Nie każda ma przyzwolenie od drugiego człowieka na pewne rzeczy i według niego nie powinna narzekać bo "ma dobrze a może mieć gorzej, jeśli chce". I stanowcze powiedzenie "NIE" w konkretnej sytuacji jest niemożliwe jeśli kobieta jest całkowicie zależna a może jej się wydaje, że jest całkowicie zależna. Jak wyciszyć się, uspokoić kiedy wokół ciągłe burze?
OdpowiedzUsuńWitaj, cały problem polega na tym, że kobiety nie maja świadomości swojej siły i wartości, nawet jeśli to od kogoś usłyszą, to często nie mogą uwierzyć. To zwłaszcza dotyczy trudnych relacji w których jest przemoc czy to fizyczna czy psychiczna. To wymaga długiej terapii, odcięcia od oprawcy i dopiero po jakimś czasie kobieta potrafi uwierzyć, że naprawdę nie jest całkowicie od niego zależna. Niestety mamy za mała świadomość ile takich kobiet jest wokół nas i jak im pomóc, jak wydobyć z nich wojowniczki na miarę Judyty ze Starego Testamentu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)