Zastanawiam
się nad naszym małżeństwem, nad naszą relacją, kim dla siebie
jesteśmy? Kiedy jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, wspierającymi się
w trudnych chwilach, spędzających razem czas po pracy? Kiedy budzi
się w nas napięcie i relacja nabiera erotycznych rumieńców? :)
Kiedy czujemy, że się kisimy w domu to
z GPSem i kijkami w rekach maszerujemy kilka km żeby odetchnąć, że by nabrać dystansu i uspokoić irytację niewielką powierzchnią życiową.
z GPSem i kijkami w rekach maszerujemy kilka km żeby odetchnąć, że by nabrać dystansu i uspokoić irytację niewielką powierzchnią życiową.
Jedno
jest pewne, dzielimy ze sobą życie łącząc i przeplatając czas
spędzony razem i osobno, starając się wzajemnie sobie służyć.
Co jest o tyle trudne, że nasze ludzkie egoistyczne pragnienia
czasem biorą górę, czasem odzywają się skrywane kompleksy i
dochodzi do wielkich sporów o maleńkie rzeczy, jak na przykład
znaczenie słowa „nic”. Każdy z nas wychodzi z domu rodzinnego z
przyzwyczajeniami, uogólnieniami
i odrębnym słownictwem, swoistym kodem, który rozumie tylko dana rodzina, a tymczasem dla nowego członka tejże rodziny ten kod nie tylko jest abstrakcją, ale też wprowadza niepokój i zamęt, bo u niego ten konkretny znak, słowo oznaczało coś innego. Wniosek może być tylko jeden TRZEBA ROZMAWIAĆ,
w atmosferze wzajemnego szacunku i zaufania, cierpliwie wysłuchując drugiej osoby, ale też dokonując ogromnego wysiłku jakim może być otwarcie się i powiedzenie o swoich słabościach. Takie kolejne pozbycie się masek, jeszcze bliższe spotkanie dwóch duszy, istot z innych planet. Nigdy się nawzajem nie zrozumiemy do końca, bo każdy z nas patrzy na drugiego przez pryzmat swojej płci i swoich wcześniejszych doświadczeń i absolutnie nic tego nie zmieni. Jednak możemy się siebie nauczyć i wciąż siebie poznawać, a nie mogąc do końca zrozumieć, trzeba zaakceptować i pokochać!
i odrębnym słownictwem, swoistym kodem, który rozumie tylko dana rodzina, a tymczasem dla nowego członka tejże rodziny ten kod nie tylko jest abstrakcją, ale też wprowadza niepokój i zamęt, bo u niego ten konkretny znak, słowo oznaczało coś innego. Wniosek może być tylko jeden TRZEBA ROZMAWIAĆ,
w atmosferze wzajemnego szacunku i zaufania, cierpliwie wysłuchując drugiej osoby, ale też dokonując ogromnego wysiłku jakim może być otwarcie się i powiedzenie o swoich słabościach. Takie kolejne pozbycie się masek, jeszcze bliższe spotkanie dwóch duszy, istot z innych planet. Nigdy się nawzajem nie zrozumiemy do końca, bo każdy z nas patrzy na drugiego przez pryzmat swojej płci i swoich wcześniejszych doświadczeń i absolutnie nic tego nie zmieni. Jednak możemy się siebie nauczyć i wciąż siebie poznawać, a nie mogąc do końca zrozumieć, trzeba zaakceptować i pokochać!
W filmie Fireproof jeden z bohaterów mówi, że z poznawaniem kobiety jest jak
z dyplomami, tytułami naukowymi. Podczas ślubu jest to poziom
powiedzmy matury, później należy się „tylko” wciąż starać,
aby zdobyć licencjat, magisterkę, doktorat itd. Myślę,że to
dotyczy nie tylko poznawania kobiety, ale po prostu wzajemnego
poznawania współmałżonka przez całe życie. Jak często we
współczesnych związkach wzajemne poznawanie kończy się wraz z
wypowiadaniem przysięgi małżeńskiej, albo wraz z wcześniejszym
zamieszkaniem. Prowadzi to tyko do ciągłej frustracji, leku i
strachu i kilku innych emocji o negatywnym zabarwieniu, tymczasem
trzeba zachować do końca życia tą otwartość na inność drugiej
osoby
i entuzjazm odkrywania jaka towarzyszyła pierwszym miesiącom znajomości. Pytanie jak to zrobić?
i entuzjazm odkrywania jaka towarzyszyła pierwszym miesiącom znajomości. Pytanie jak to zrobić?
W kolejnych
postach zatrzymam się pewnie dłużej nad odpowiedzią na to pytanie, nad tematem szybkiego
wspólnego zamieszkania, nad wzajemnym porozumieniem czy nad sztuką
służby w relacji. Na dziś to tyle, pozdrawiam i życzę
wspaniałego dnia ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz