25 stycznia 2015

Małżeńskie zamyślenie cz.3 Czy Shrek była kobietą?

Od wielu dni czy wręcz tygodni zastanawiam się nad rolami jakie pełnię i nad tym od kogo się ich uczę, skąd czerpię informacje o mojej kobiecej tożsamości. Bo przecież tego też się uczymy. Część tylko otrzymujemy w puli genetycznej, a resztę wchłaniamy przez całe życie, dobierając wzorce, które nam bardziej odpowiadają i eliminując to czego nie chcemy u siebie pielęgnować. Zastanawiałaś się jakie kobiety Cię poprzedzały w rodzinie? Po kim odziedziczyłaś niektóre cechy? (Piszę to zwracając się do kobiet, ale czytający mężczyźni mogą zastanowić się skąd ich żony, matki, siostry są takie, a nie inne. To kolejna okazja do zbliżenia się do „tajemnicy kobiecości”) Bo żeby siebie pokochać i zaakceptować do końca, trzeba siebie poznać, swoją indywidualną psychologiczną sylwetkę jako kobiety. Niektóre z nas pochodzą z rodzin gdzie panował patriarchat i kobieta była mocno podporządkowana, z biegiem zmian społecznych zależność od męskiego rodu mogła zanikać, jednak postawa i potrzeba zależności gdzieś na dnie duszy się wciąż tli. (I do tego wątku za chwilę powrócę). Z kolei inne z nas ;) mają w rodzinie prawie same silne, niezależne kobiety, które od zawsze walczyły z całym światem i same musiały zapewnić byt i spokój swoim bliskim. Co jest dla Ciebie bliższe? Czy odnajdujesz się w którejś z tych postaw? Czy Twoja kobieca linia jest z jeszcze innego świata? Przedstawiałam dwie skrajności, a możliwości jest nieskończenie wiele ;) To wspaniale, bo każda z nas jest inna, jedyna, niepowtarzalna i każda ma szansę na kontynuację niesamowitej linii rodu kobiet z jakiej pochodzi, ale ma też szansę być TĄ, która coś zmieni na lepsze i udźwignie odpowiedzialność za kolejne pokolenia kobiet w rodzinie. 

 

W moim domu rodzinnym rządziła mama, bo taty nie było, tak mi się przynajmniej przez długi czas wydawało. A tak naprawdę to taty nie było, bo mama rządziła. Gra słów? Nie, to tylko smutna prawda. Wcześniej rządziła babcia, a jeszcze wcześniej prababcia... Tak, smutny kierat kobiet uwikłanych w małżeństwa, kierowane przez kobietę. Tylko o ile taką dzielność i odpowiedzialność można zrozumieć w pokoleniu kobiet żyjących w okresach wojny. O tyle teraz, to wydaje się nieuzasadnione. Taka niemożność rozstania się z władzą w rodzinie. Ale nie wszystkie kobiety u mnie taką postawę prezentowały, były też kobiety niezależne podróżujące po wojennej Europie i Azji, była też kobieta ślepo ufająca mężowi, który ją zawiódł, ale są też kobiety, które zdobyły samodzielnie zawód, pracowały, poczekały na swoją wielką prawdziwą miłość i pozwoliły aby ONA dalej je kształtowała i wiecie co? Jak się na takie kobiety (już niemłode przecież, bo po 70 r.ż.) spojrzy, to widać ciepło, miłość i spełnienie. Oraz... pogodne pogodzenie się z mijającym czasem. Mam nadzieję, że coś z takiej postawy też mam w genach, albo przynajmniej postaram się wypracować ;) Jednak to mojej mamie bezpośrednio zawdzięczam życie, dobre wychowanie, wiarę (choć może to ostatnie to raczej nie jej zasługa...), obycie z kulturą, zaufanie do ludzi i jeszcze kilka innych istotnych elementów stanowiących o mojej indywidualnej kobiecej tożsamości. Także mimo trudności i barier jakie powstały, a które nie pozwalają na dobre, piękne relacje na linii mataka-córka to czynię w jej stronę ukłon i mówię szczere: DZIĘKUJĘ!!! i KOCHAM CIĘ! I mówię to też symbolicznie do babci i prababci oraz do pozostałych kobiet mojego rodu. Przyjmuję wszystkie dobre cechy, którymi mogę się dzielić i które będę w sobie pomnażać, ale odrzucam to, co uważam za błędne, niewłaściwe, jeśli to posiadam już w swoich zasobach, to dołożę wszelkich starań, aby to zniwelować. Niemniej jednak DZIĘKUJĘ i cieszę się, że to Wy mnie poprzedzałyście i jestem z tego powodu dumna!



W poprzednim poście z serii zamyśleń pisałam o tym jak się odnajduję w roli żony i ten temat nie jest jeszcze wyczerpany, jednak dziś przechodzę do kolejnych ról jakie pełnię: córki i synowej. Z tego co piszę możecie się domyślać, iż pełnić rolę córki jest mi niezwykle trudno, bo wciąż dla matki pozostaję córką-dzieckiem a nie córką – dorosłą kobietą, żoną. Moja mama wybrała inną drogę i muszę to przyjąć, ale rola synowej pozwala mi też czerpać satysfakcję pośrednio jako dorosłej córce ;)

Tak, otrzymałam niesamowity dar wspaniałej teściowej, która potrafi uszanować inność, dorosłość, podzielić się swoimi kłopotami, przeżyciami. Potrafi też ucieszyć się mną!!! Opowiada w kółko o czasach swojej młodości i nie nadążam tego spisywać, aby moje (mam nadzieję przyszłe)dzieci wiedziały coś o swojej przeszłości. Bo nasza przeszłość to nie tylko czas liczony od narodzin, ale również minione pokolenia ludzi żyjących w różnych czasach, to całe bogactwo wiedzy i umiejętności, które otrzymujemy, lub musimy o tą wiedzę zawalczyć.

Podobnie jak rola żony, rola synowej jest dla mnie zupełnie nowa i nieco trudna, nauka mówienia „mamo” to jeszcze pół biedy, wystarczyło kilka tygodni, ale poczuć tą więź, prawdziwość tej relacji, to cudowne odkrycie, ponieważ, jak już pisałam wcześniej, rola dorosłej córki nie jest mi dana, realizuję się więc podwójnie jako córka-synowa. Bardzo się cieszę z nowej mamy, bo być może będę miała kiedyś córkę i chciałabym, żeby odziedziczyła czy nabyła cechy SUPERKOBIETY: ciepła, miłości i otwartości na ludzi jakie posiada moja teściowa :)


Na początku tego postu nakreśliłam dwa skrajne typy kobiet: całkowicie niezależną, dominującą i niepozwalającą odebrać sobie władzy w rodzinie oraz jej przeciwieństwo. Pochodzę z rodziny gdzie przeważał ten pierwszy typ, jednak dążę do czegoś innego. Jestem pewna, że tylko zaufanie mężowi, zgoda na przejęcie przez niego odpowiedzialności za nas może nam pomóc w uzyskaniu harmonii w związku. Kobieta ma służyć i być podporządkowana mężowi, ale nie na zasadzie ślepego poddaństwa, a wyłącznie w formie wspierania męża w decyzjach, bo to kobieta buduje wartość i poczucie odpowiedzialności w mężczyźnie. Kobieta może też to zniszczyć, tworząc z mężczyzny jedynie tragarza, bankomat, organizatora rozrywek itp. Ale czy kobieta prawdziwie kochając pozwoli na zniszczenie w ten sposób drugiego człowieka? Nie, bo miłość buduje, tworzy, tak jak kobieta kochana rozkwita, tak, mężczyzna doceniany, kochany staje się bardziej męski i odpowiedzialny. Kobieta powinna przyjmować, zapraszać, gościć, wzmacniać, podtrzymywać nie tylko życie w sobie, ale w całym świecie w jakim funkcjonuje. W niezwykłej książce J.i S. Eldrege „Urzekająca” autorka pisze: „Prawdziwa kobiecość pobudza prawdziwą męskość”, to mężczyzna ma być bohaterem i walczyć w obronie swojej Pięknej,a nie odwrotnie. W której bajce to księżniczka jedzie na koniu w ciężkiej zbroi żeby walczyć ze smokiem i uwolnić swojego Królewicza? Nawet „Shrek” jest facetem ;) Także drogie kobietki, pozwólmy naszym mężczyznom się wykazać i decydować, owszem ważne decyzje powinny być podejmowane po wspólnym rozważeniu, ale niech Oni wiedzą, że my im ufamy.




2 komentarze:

  1. Piękny i bardzo ważny post...
    Dziękuję za przypomnienie mi o tym zdaniu „Prawdziwa kobiecość pobudza prawdziwą męskość”.
    Jest w tym coś takiego uwalniającego - nie muszę się starać być kimś, kim nie jestem... mogę być sobą - kobietą - czasem troszkę słabą, silną kiedy przyjdzie taka potrzeba. Ale nie muszę manipulować moim mężem, udowadniać mu niczego, sterować nim... Przed Bogiem jesteśmy równi, a jednak każdy z nas ma swoją wyjątkową rolę!
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Ty zawsze trafiasz tymi wpisami, to zadziwiające.
    Masz rację, dla mnie też jest to ważne zdanie, że kobiecość pobudza męskość. I oczywiście wzajemnie. Czasem zdarza mi się dominować, ale tak bardzo tego nie chcę. Tak bardzo chcę być poddana mężowi, żeby to naprawdę On był głową rodziny. Bo tak powinno być. A ja chcę kochać, służyć, tworzyć tę naszą rodzinę razem z nim. Nie być poddaną "poddańczo", tak jak wspomniałaś, ale jako kochająca kobieta i żona. I walczyć o nas zawsze :)

    Dziękuję! Przypominasz tu o bardzo, bardzo ważnych sprawach.

    OdpowiedzUsuń