17 marca 2015

Skąd wiedziałam, że to TEN?


   W związku z wiadomościami jakie od Was otrzymałam w ostatnich dwóch tygodniach zrodziła się potrzeba napisania postu o miłości małżeńskiej i wątpliwościach przed ślubem. Skąd wiadomo, że to TA, że to właśnie TEN-jedyny? Jak zdobyć pewność?Czy w ogóle można być pewnym?



   Jeśli myślicie, że napiszę o tych wątpliwościach z autopsji, to się mylicie, bo jestem jakimś ewenementem, który nie miał wątpliwości i co ciekawe mój mąż też twierdzi, że ich nie miał ;) Także jedyne czego nie byliśmy pewni, to jak ogarniemy życie finansowo, ale ponieważ oboje nie jesteśmy szaleńczo przywiązani do rzeczy materialnych, to doszliśmy do wspólnego wniosku, że nie zginiemy. A skąd wiedziałam, że to Ten? Otóż nie wiedziałam, ale podjęłam świadomą decyzję, że przyjmuję odpowiedzialność za tą konkretną osobę, która została mi dana
W naszym życiu pojawia się kilka takich osób, nie jesteśmy skazani, skazane na jedną, ale po podjęciu decyzji i przyjęciu tej osoby jako współmałżonka nie możemy już go/jej zmieniać i zastanawiać się „co by było gdyby…”. To niszczy nie tylko naszą relację, ale i nas samych. Przyjmujemy dar drugiego człowieka, jednocześnie ofiarowując siebie, naszą przyszłość. Marta przepięknie opisała ścisłe, nierozerwalne w miłości małżeńskiej przeplatanie się owej odpowiedzialności, poczucia bezpieczeństwa i zaufania, choć tu chciałby się dopowiedzieć: ZAWIERZENIA Jemu. W zasadzie, to po zaręczynach już trzeba się uczyć wybierać dobro JEGO/JEJ a nie rodziców, kolegów, przyjaciółek. To początek drogi planowania wspólnej przyszłości, nie z ukochaną mamusią (zwłaszcza megatoksyczną jak moja), tatusiem, nawet bliska przyjaciółka, czy kumpel nie powinien  być wtajemniczany w Wasze decyzje, ponieważ powinny być TYLKO Wasze!!! A dlaczego? Bo „opuści człowiek ojca i matkę…” i TYLKO wtedy w całkowitym zawierzeniu współmałżonkowi może realizować powołanie do szczęścia w małżeństwie.
   A wracając do tematu, to nie napiszę jak powinien wyglądać idealny związek, żeby można było być pewnym, że to ten do końca życia, nie dam gotowej recepty, ale zwrócę uwagę, na istotne szczegóły budujące nasz związek i to czego dobrze by było się wystrzegać.
  1. Czy znamy siebie nawzajem? - tzn. czy rozmawiamy ze sobą, otwierając serce przed tą drugą osobą i czy jest to odwzajemnione. Niby proste, ale jak często okazuje się, że osoby, które znamy wiele lat, dokonują rzeczy, których byśmy się nie spodziewali. To nigdy nie jest nagłe odsunięcie, ale proces, w którym pozwalamy by dusza kogoś bliskiego oddaliła się, odwróciła, a nawet zamknęła na nas. Tak jak na początku znajomości jesteśmy siebie ciekawi, wchłaniamy informacje, poznajemy poprzez każde słowo, gest, tak trzeba przez całe życie wciąż poznawać i umożliwić bycie poznanym.
  2. Czy spędzamy ze sobą czas dzieląc pasje? - jak spędzacie wspólny czas i ile go jest? Czy to tylko kilka godzin na kino, kolację, albo wyjście ze znajomymi np.: na kręgle? Czy poza rozmowami i wspólną bliskością robicie jeszcze coś razem? I nie chodzi mi o granie czy oglądanie filmów na komputerze! Ale o chodzenie po górach, wspólne czytanie, żeglowanie, zwiedzanie świata, wolontariat i wiele innych zainteresowań, które was razem pochałaniają. Coś co buduje was jako parę, jako narzeczonych i w przyszłości pozwoli wam zwalczyć rutynę w związku, albo odkryć współmałżonka na nowo.
  3. Czy szanujemy i jesteśmy szanowani? - zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych ten punkt jest tak oczywisty, że nie warto o nim wspominać, jednak z racji zawodu doradcy i z ostatnich wiadomości jakie otrzymuję po wpisach na blogu ciągle słyszę o doświadczaniu braku szacunku w małżeństwie. Wiele osób myli przedślubne okazywanie zainteresowania z okazywaniem szacunku, a później w codziennym życiu doświadcza wielu przykrych i bolesnych momentów, które ranią i poniżają ich nie tylko jako żonę/męża, ale w ogóle jako człowieka. Takie chwile odzierają z godności i zaniżają poczucie własnej wartości. Trudne i nierzadko nieakceptowalne zachowanie mamy tendencję tłumaczyć ciężkim dniem w pracy, stresem związanym z dojazdami, problemami finansowymi, złym towarzystwem. Prawdziwy szacunek wiąże się jednak ze wspomnianą odpowiedzialnością za drugiego i z poczuciem bezpieczeństwa. Nie możemy zakładać, że POTEM się wszystko zmieni, POTEM się ułoży, POTEM ja jego/ją wychowam, POTEM ona/on się zmieni. Jeśli przed ślubem tego nie ma, to POTEM na pewno nic się nie zmieni, chyba że na gorsze…
  4. Czy znamy swoje słabości i trudne życiowe momenty? - ten punkt wiąże się z pierwszym, ale chodzi mi o podkreślenie konieczności powierzenia swojej przeszłości małżonkowi. Musimy opowiedzieć o ważnych, choć trudnych sprawach z naszego życia „sprzed”, bo tylko na prawdzie i szczerości możemy zbudować coś pięknego. Dlaczego to takie ważne skoro mamy prawo do prywatności nawet w małżeństwie? Ponieważ ta druga osoba powinna wiedzieć, że było np. coś bolesnego i trzeba uważać, że to nie jego/jej wina ale to nasze wcześniejsze przykre doświadczenia nas zraniły i wpływają na teraźniejszość.
  5. Czy wspieramy siebie nawzajem jako odrębne osoby? - a dokładniej, czy każde z osobna ma możliwość rozwijania siebie, swoich indywidualnych pasji, swojej sfery duchowej albo fizycznej bez szkody dla związku? Czy doświadczamy negacji, niezrozumienia czy nawet ataku? Jeśli chłopak lub dziewczyna lekceważą szkołę czy pracę jaką wykonuje ta druga osoba, jeśli wyrażają się niepochlebnie o jej/jego osiągnięciach, to po ślubie nie dosyć, że to nie zniknie, nie zmniejszy się, ale wręcz przeciwnie może eskalować. W takim wypadku należałoby się zastanowić, czy ten ktoś nie wzmacnia swojego poczucia wartości poprzez poniżanie innych. To niezwykle krzywdzące postępowanie.
  6. Czy wasze wartości i spojrzenie na życie są wspólne? - a może wręcz przeciwnie? Tylko macie nadzieję, że jakoś sprzeczne poglądy da się pogodzić. Otóż informuję grzecznie, że przy braku porozumienia w tych kwestiach niewielu parom (do 15%) udaje się zgodnie i we wzajemnej miłości przeżyć dłużej niż 2-3 lata, a potem zaczynają się schody. Sama osobiście znam tylko jedną taką parę, a od pozostałych wciąż dowiaduję się o rozstaniach i trudnościach.


   To tylko kilka z ważnych kwestii, jakie w znacznym stopniu determinują to czy małżeństwo będzie piękne, szczęśliwe, udane. Wciąż nasuwają mi się kolejne więc być może wkrótce ukaże się kolejny post z tym zagadnieniem ;)
   Wprawdzie mój staż małżeński jest dość krótki (choć wiem, że bywają krótsze!), to pozwolę sobie zaznaczyć jako pewnik, że małżeństwo powinno wydobywać z nas ukryte talenty, możliwości, odkrywać nasze nowe-prawdziwe oblicze. Naprawdę warto doświadczyć tego bezpieczeństwa, odpowiedzialności i zaufania podczas codzienności, podczas sporów, rodzinnych spotkań, trudów realizowania planów, goszczenia u siebie bliskich znajomych. Tak, podczas takiej przeplatanki często nas wyczerpującej doświadczamy niezwykłego umocnienia i wsparcia. A nasza małżeńska miłość to przede wszystkim codzienna decyzja, że troszczę się o dobro tej drugiej osoby, a nie uleganie wzlotom (lub spadkom) uczuć i huśtawce emocjonalnej. To spokój i wsparcie w nas, w kontrastującej ekscytacji i niepewności na zewnątrz.

3 komentarze:

  1. Pięknie opisałaś wszystko, na co warto zwrócić uwagę myśląc o wspólnej przyszłości :)
    Kiedyś byłam na konferencji pewnego małżeństwa i ktoś z sali też zadał to pytanie: Skąd będę miał pewność, że kobieta z którą chcę się ożenić to TA jedyna? Wtedy ten Pan odpowiedział: "Jeśli już podejmiesz decyzję i staniecie razem przed ołtarzem, to będzie właśnie TA kobieta" - tak jak napisałaś : nie wymieniamy męża/żony, nie jest to związek na chwilę. Podejmując tę decyzję przyjmujemy małżonka takiego, jakim jest, z całym jego bagażem. Bo przed Bogiem już jesteśmy na zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) właśnie pracuję nad kolejną częścią do tego i wychodzi na to, że będzie bardziej osobiste... Wiesz? Żyjemy w czasach, kiedy dzieci nie uczy się konsekwencji podejmowanych decyzji, nie mają świadomości ich ciężaru, dlatego potem podejmując decyzję o ślubie, nie dociera do wielu osób co tak naprawdę oznacza złożenie przysięgi, zwłaszcza przed Bogiem. A kiedyś często "konieczność" wytrwania była jedynym co trzymało małżonków i dopiero po zwalczeniu przeciwności doceniali siebie nawzajem ponownie. Bo to chodzi o naprawianie (jak w tych podpisach pod obrazkami), a nie o wymianę na sprawniejszy model ;)

      Usuń
  2. Amen. Amen. Amen :) Takie notki powinno się masowo drukować i obowiązkowo rozdawać na wszelkiej maści kursach dla zakochanych/narzeczonych etc. :)

    OdpowiedzUsuń